Według zapytania, którą poleciało na swoim fejsie, sporo głosów padło na to, by na blogu pojawił się sektor tematów związanych z tańcem, ale bardziej od strony życia tancerza, niż typowo dzikich tańców samych w sobie. Tak więc i jest. O tańcu, sposobie trenowania, o życiu tancerza, inspiracjach, przygodach, podróżach i wszystkim tym, co blisko. Dodatkowo dział ten jest pierwszym krokiem na moim blogu w przód. Co to znaczy? To znaczy, że dział "Z życia tancerza" będę prowadził wspólnie z moim soulmate, DeNym który także jest tancerzem. Pierwszy artykuł w temacie, tyczy się podróży DeNego do Maroko, w poszukiwaniu inspiracji i wiedzy pośród marokańskich brzmień i tradycyjnych tańców. Zapraszam do lektury.
.zulu kuki
.zulu kuki
African
Inspirations
Marokańska muzyka i taniec - ‘collect moments, not things’
Marokańska muzyka i taniec - ‘collect moments, not things’
Afryka inspirowała mnie od ło ho ho.
Kultura tego kontynentu mimo oglądanych przeze mnie licznych
programów na National Geographic, wygląda zupełnie inaczej, niż
przez ekran telewizora. Pierwszy kontakt z marokańską ziemią na
lotnisku w Agadirze oraz wielbłądzi zapach targający moimi
nozdrzami uświadomiły mi, że to będzie przygoda z gatunku „bardzo
udanych”. Słyszałem, ze jest to kraj działający na zmysły,
ale nie sadziłem, że do tego stopnia. Gama różnorakich kolorów,
zapachów i smaków, redefiniowały moje pojęcie słowa
„sensualność”. Przede wszystkim jest to kraj paradoksów i
absurdów. Kraj skandalicznie bogatych i nieludzko biednych. Kraj
wiele mogących mężczyzn i poddańczych kobiet. Kraj wiary w Allaha
i kult Króla. Kraj pazerności i ludzi o gołębich sercach. Kraj
rozwiniętej cywilizacji i miejsc, w których czas zatrzymał się
setki lat temu.
Już na parę miesięcy wcześniej,
zanim plany wyjazdu przerodziły się w coś realnego, wszystkie
znaki na niebie i ziemi przypominały mi o wyjeździe w postaci
znalezionych przypadkowo w różnych miejscach słów „Maroko”.
Podczas przeglądania kanałów w telewizji, reklam na ulicy,
usłyszanych rozmów, czy też otworzenie książki, w której
pierwszym słowem, na które trafiło moje oko było właśnie
‘Maroko’. Kiedyś przeczytałem w bardzo mądrej książce, że
jeśli czegoś bardzo pragniesz, to wszechświat sprzyja Ci w
osiągnięciu celu. Jeśli widzisz to czego pragniesz, lub
doświadczasz tego w jakiś sposób w swoim otoczeniu, to jesteś o
krok od realizacji tego pragnienia. Wygląda na to, że się
sprawdziło.
Na moje szczęście w niecałe 2
tygodnie miałem okazję poznać całkiem sporą część terenów,
kultury, i folkloru, tego kraju paradoksu. Jedną z wielu moich
zajawek jest m.in. taniec i muzyka, stąd też szczególną uwagę
poświęcałem tym elementom w trakcie podróży. Myślę, że jest
to na tyle ciekawy element tego kraju, że fajnie byłoby opowiedzieć
o nim co nieco.
Uliczni grajkowie i „przyciągacze
uwagi” nie są tam niczym rzadkim. Oczywiście za uiszczeniem
odpowiedniej opłaty pozwolą Ci zrobić sobie zdjęcie, wejść w
interakcję, zagrać utwór, a może nawet pozwolą zabrać się do
domu. Nie ma co liczyć na powrót z tego, jak i innych państw
północnej Afryki, z choćby paroma dirhamami/złotymi. Tam dopiero
zrozumiałem stwierdzenie - „kraj żyjący z turystyki”.
Dosłownie, spend’zi się tam wszystko. Jednak niektóre atrakcje
są warte swojej ceny.
Taniec i muzyka ściśle idą ze sobą
w parze. Ale jak wiemy bez muzyki – nie ma tańca. Pierwszy kontakt
z muzyką miałem już parę godzin po dotarciu do centrum Agadiru, a
następnie w dolinie Ourika gdzie po raz pierwszy miałem okazję
pokicać do Ich muzyki. Adhan, czyli nawoływanie na modlitwę, to
jedna z najlepszych rzeczy jakie kiedykolwiek słyszałem, zaraz obok
throat singing’u. Marokańskie
centra miast, ulice oraz place są pełne ichniejszych dźwięków.
Co miesiąc odbywa się co najmniej jeden duży festiwal muzyczny.
Taniec i muzyka w każdej kulturze ściśle idą ze sobą
w parze. Ale jak wiemy bez muzyki – nie ma tańca. Jest
ona łatwo dostępna w sklepach w dużych miastach tak samo jak i
muzyka innych międzynarodowych gwiazd. A przy odrobinie wytrwałości
można wytargować całkiem fajną cenę. Nie wnikam w oryginalność
tych płyt, bo kupując album Stromae lub Sexion D’Assaut, w środku
znajduję skserowaną i krzywo wyciętą okładkę, oraz krążek z
nadrukowanym „King of music” z grafiką prosto z painta. Ale nie
to jest tu najważniejsze, bo przecież jakość utworów, jest
naprawdę niczego sobie.
Oto kilka faktów i ciekawostek:
W
świecie muzyki Maroka wyróżnić można cztery główne nurty:
chaabi,
muzyka andaluzyjska, gnawa
i
muzyka Berberów.
Chaabi,
to po arabsku człowiek. Muzyka znana tak w Maroko jak i w sąsiedniej
Algierii jest grana przeważnie na weselach. Powstała w okolicach
Casablanki i zyskała rozgłos w międzynarodowej przestrzeni dzięki
coverowi piosenki Najat’a Aâtabou’a wykonanemu przez
The Chemical Brothers. Ten gatunek muzyki wykorzystywany jest do
tworzenia ścieżek dźwiękowych do filmów o Maroko.
Elity marokańskie gustują przede
wszystkim w melodiach arabsko-andaluzyjskich. Hiszpańskie
rytmy zostały „przywiezione” do Maroka przez Arabów
powracających z Europy. Muzykę tę grają duże uliczne orkiestry .
Utwory te charakteryzuje prostota i jasność linii melodycznej oraz
bardzo rzadkie modulacje. Utwory te zazwyczaj opowiadają romantyczne
historie miłosne, są bardzo długie i nazywa się je tutaj nouba.
Niedawno, wszystkie nouba, przy współpracy z Ministerstwem Kultury
Maroka, zostały nagrane w Paryżu, tworząc tym samym 73 płyty.
0 komentarze:
Prześlij komentarz